mardi 1 décembre 2015

En route pour le Cap Vert (deuxième partie)

Quatrième jour de navigation.Peu de vent, mer calme. Nous avons enfin trouvé le moyen d'enrouler le Code Zéro sans qu'il ne fasse une poche et donc nous ne sommes plus obligés de le tomber après chaque utilisation.
En fin de journée, la ligne de traine nous offrira coup sur coup 4 petits thons dont le dernier sera relâché car la salade était déjà prête.
Le manque de vent nous oblige à remettre le moteur par moment.
J'ai recommencé la fabrication de pain bateau, à la sauteuse.


Cinquième jour de navigation. Encore une journée calme. Nous naviguons avec le Code Zéro et un peu de moteur pour nous rapprocher de notre but.

Sixième jour de navigation. Comme prévu le vent est revenu.D'abord 15 puis 20 nœuds, voire plus, soit suffisamment pour naviguer vers le sud avec le génois seul, à une vitesse de 7-8 nœuds.
Sur notre grosse canne nous avons installé le plus gros appât – calamar et poisson, en tout 28cm- C'est notre appât à monstre. Vers midi, nous entendons le bruit caractéristique du moulinet, signe que quelque chose tire à l'hameçon. En quelques minutes, nous enroulons la voile pour ralentir. Au même moment sur le moulinet de 500m il ne reste que 20m de fil. Nous savons que la prise sera grosse. Mathilde prend la barre et avec les deux moteurs contrôle la vitesse et la direction du bateau. Marcin attrape la canne et Robin assiste avec la gaffe. Pendant 40min nous menons le combat pour remonter sur le mont une magnifique dorade -mahi mahi. 1,30 m et environ 20kg (plus grande que Elouan) Le nettoyage et le découpage dure encore quelques heures. Ce poisson nous fera 6 repas.
Il nous reste moins de 100 milles nautique avnat d'atteindre Ilha de Sal. Demain vers midi nous aurons la terre à l'horizon.


W drodze na Zielony Przylądek – cz. 2

Czwarty dzień rejsu. Wiatru nie dużo, morze spokojne. Znaleźliśmy sposób na rolowanie naszego gennakera – tak żeby nie być zobligowanym zrzucać cały żagiel za każdym razem. Narazie działa w lekkich wiatrach. Gdy przyjdzie okazja, wyprubujemy w mocniejszych.
Pod koniec dnia nasza linia z krewetkami łapie cztery małe tuńczyki, z czego czwarty wraca do wody – na jego szczęście sałata była już gotowa.
Brak wiatru sprawia że poraz kolejny włączamy motor, a gdy to motor, a nie generator ładuje baterie, ja wróciłam do pieczenia chleba na patelni.

Dzień piąty. Kolejny spokojny dzień. Nie dużo wiatru i prawie prosto w rufę więc płyniemy z code 0 i trochę motoru żeby jednak zbliżać się do naszego celu.

Dzień szósty. Zgodnie z prognozą wrócił wiatr. Na początek 15 a potem 20 i więcej węzłóz – wystarczająco żeby śmiało płynąć na przód pod samym fokiem z prędkościami 7-8 węzłów.
Na naszą dużą wędkę trafia największa przynęta – kalmar z rybą, w całości 28cm. To nasza przynęta na potwory. Około 12 słyszymy charakterystyczny ryk kołowrotka – znak że coś ciągnie za chaczyk. W ciągu kilku minut rzucamy żagle żeby zwolnić. W tym samym czasie na kołowrotku z 500m linii zostaje nie więcej niż 20m. Wiemy że to będzie coś dużego. Mathilde bierze ster i dwoma motorami kontroluje prędkość i kierunek jachtu. Marcin łapie wędkę a Robin asystuje z gafem. Przez 40 minut walczymy z naszą zdobyczą aby w końcu wyciągnąć na pokład pięknego dorado – mahi mahi. 130 cm i ponad 20kg. Czyszczenie i porcjowanie trwa kolejne kilka godzin. Wystarczy nam ryby na 6 obfitych obiadów.
Do Ilha do Sal zostaje mniej niż 100 mil. Jutro około południa będziemy mieli ziemię na horyzoncie.

Aucun commentaire:

Enregistrer un commentaire